sobota, 21 lipca 2012

Rozdział 3


Rozdział 3
-No, mogło być o wiele gorzej - mówi Ramona Cenzo, moja kapitolińska stylistka obchodząc mnie dookoła i oglądając bardzo uważnie. Następnie do dużego pokoju o lazurowych ścianach, oknach zaokrąglonych u góry i ciemnej posadzce wkracza grupa stylistyczna, która na zlecenie Rasmusa i Ramony podda mnie różnym zabiegom. W skład grupy wchodzą trzy można by rzec dziwolągi. Tuż po zobaczeniu Derynii, bo tak ma na imię członkini stylistycznego trio wybucham śmiechem, lecz szybko go tłumię gdy widzę bladą i poważną twarz mojej stylistki. Następnie do pomieszczenia wkracza parka. Ona ma na imię ma Livia, a on Ferrano. Pasują do siebie nie tylko pod względem silnie kontrastującej kolorystyki ubrań, ale również pod wieloma innymi względami o czym dowiaduję się z rozmowy prowadzonej podczas moich zabiegów mających doprowadzić mnie do stanu zero. Dopiero potem Ramona ustali co i jak. Stylistka opuszcza pokój, a Derynia zabiera się właśnie za depilację. Nie opuszcza okazji żeby napomnieć jacy mieszkańcy dystryktów są zarośnięci i że w ogóle nie dbają o swój wygląd. Jaka ona jest pusta i nieświadoma prawdy. Ferrano natomiast przygotowuje kąpiel błotną, w której zanurzam się tuż po wydepilowaniu. Czuję się nieco jak świnka, ale jest mi przyjemnie w tej ciepłej substancji. Kilka minut później wchodzę do całkiem innej kąpieli, która ma na celu oczyszczenie cery. W trakcie gdy pluskam się w tej żółtej i gęstej mazi Livia zaczyna rozczesywać moje włosy aby nie tracić czasu. Najpierw delikatnie, a potem coraz bardziej stanowczo. Później je delikatnie przerzedza przycinając specjalnymi nożyczkami. Na koniec wynurzam się z kąpieli, a Ferrano podaje mi miękkie ręczniki, w które się wycieram. Derynia natomiast daje mi czarną bluzkę bez napisów i krótkie jeansy przed kolano. Ubieram to wszystko spokojnie, a potem czekam cichutko na przybycie Ramony. Jestem nieco zaniepokojony tą sytuacją. Za chwilę przyjdzie tutaj ta okrutna szatynka i oceni mój wygląd. Sekundę później słyszę trzask drzwi i słowa Ramony:
-O niebo lepiej. Juz się bałam, że nic się nie da z tobą zrobić, a jednak sie pomyliłam. Dobra robota, możecie wyjść - Stylistka spojrzała na trio, które chwilę potem jest już za drzwiami.
-Myślałam, że nigdy nie wyjdą. Potrafią czasem zatruć życie, ale są najlepsi w swoim fachu. To trzeba im przyznać. No co nic nie mówisz? Stało się coś?
Zastanawiam się przez chwilę nad odpowiedzią.
-Cały czas nie mogę uwierzyć w to, że tu jestem.
-Nic dziwnego. Większość przeżywa wstrząs. Zresztą spodziewałeś się, że jestem straszną wiedźmą i nie pomyliłeś się.
Ma rację tak właśnie o niej pomyślałem. Nagle obydwoje wybuchamy śmiechem. Ramona okazuje się złotym człowiekiem. Opowiadam jej o mojej rodzinie i zdarzeniach poprzednich dni, a ona natomiast napomina nieco o swojej pracy. Czuję, że nawiązuje się między nami przyjaźń i nić porozumienia. Mamy podobne charaktery. Niezależne. Wkrótce potem Ramona zaczyna rozmowę o moich włosach:
-Chciałabym je skrócić żeby nie przeszkadzały Ci na arenie. No i przefarbujemy je na czarno albo brązowo. Jak myślisz?
- Zdaję się w pełni na Ciebie, ale raczej brązowe.
-Dobrze, więc Livia niedługo weźmie się do roboty. Już ja ją pogonię i przypilnuję - rzekła z błyskiem szaleństwa w oku Ramona.
-Jestem w stu procentach tego pewien - mówię bo tak rzeczywiście będzie.
Staje się tak jak jest ustalone. Livia podcina właśnie moje włosy, a Ramona od czasu do czasu na temat jej pracy. Wydaje mi się, że wraz z włosami tracę nieodwracalnie cząstkę siebie. Nie jestem już tym Finnickiem co kiedyś. Teraz muszę stać się bezwzględnym mordercą aby przetrwać. Już jestem duchowo gotowy do walki. Przynajmniej tak sądzę. Może się mylę, ale jeśli tak to jestem pewien, że Rasmus mnie uświadomi przy najbliższej okazji. Przez moje zamyślenie nie zauważam, że Livia kończy nakładanie brązowej farby. Fryzjerka mówi:
-Wiedz, że ta farba nie zejdzie dopóki nie umyję twoich włosów w odpowiednim preparacie. Chodzi o to, że cebulki twoich włosów przeprogramują się na produkcję brązowego koloru włosów, a cofnąć to można tylko dzięki różnym specyfikom.
Jestem zadziwiony. Można nawet by rzec zszokowany.
-Naprawdę?- pytam z niedowierzaniem
W Czwórce nie chodzimy do fryzjera, więc nie znamy takich możliwości. Moją fryzjerka jest moja ciotka, która trochę się na tym zna.
-Naprawdę - zabiera głos Ramona, a potem dorzuca jeszcze- Zaraz zrobię Cie na bóstwo.
-Zobaczymy - odpowiadam niedowierzając wcale.
Livia kończy pracę i wychodzi z pomieszczenia. Ramona natomiast otwiera szafę obok wanienki na kąpiele Ferrano.
-Zaprojektowałam parę wspaniałych strojów, lecz razem z Otrihnem, stylistą Ailyah zdecydowaliśmy się na to - to mówiąc wyciągnęła z szafy niebieską, efektowną tunikę z morskimi wzorami i trójzębami. Do tego buty z podobnymi motywami i spodnie do kostek.
-Chcę żeby każdy zwrócił na Was uwagę, więc dam Wam sztuczne trójzęby, które będą iskrzyły i błyszczały się już z daleka. Będą po nich chodzić efektowne fale prądu.
-Na pewno nieszkodliwe? - waham się troszkę.
-Otrihn zapewniał mnie, że tak, a ja mu wierzę, a ty mi? - stawia pytanie.
Bez chwili wahania odpowiadam zgodnie z prawdą:
-Naturalnie, że tak.
-No to wspaniale - cieszy się stylistka.
-Zaraz wrócę, a ty przymierz ten strój. Pójdę po Otrihna - wychodzi z pokoju
Tymczasem ja ubieram się w kreację bez żadnych problemów. Czuję się jednak troszkę dziwnie w tak obcisłych ubraniach. Przypomina kaftan bezpieczeństwa. Nagle słyszę kroki paru osób, a dokładnie trzech.
Zastanawiam się kto idzie wraz z stylistami.
W pokoju materializują się: Ramona, Otrihn i o dziwo... Mags. Stara i poczciwa mentorka przygląda mi się teraz bardzo uważnie, fachowym wzrokiem, lecz nagle jej twarz wykrzywia grymas niezadowolenia. Potem zwraca się do Ramony:
-Nie wiem jaki masz w tym interes, ale postarałaś się aż zanadto. Czyżby Rasmo Cię troszkę postraszył?
Ramona ze stoickim spokojem, wpatrzona prosto w oczy mentorki odpowiada na zarzut:
-Nie. To po prostu moja inwencja twórcza. Dodam, że niewymuszona.
Teraz ja również zastanawiam się nad tym. czyżby Ramona miała we mnie jakiś interes?
-Nie wierzę Ci w ogóle, ale uważaj sobie co tam chcesz - odpowiada hardo Mags, a potem spogląda na mnie i mówi z entuzjazmem:
-Za chwilę zaczyna się Parada Trybutów. Chodź szybciutko za mną.
Robię to co każe mi Mags i chwilę później stoję już na rydwanie dystryktu 4 obok Ailyah, która jest ubrana prawie identycznie jak ja. Czuję się nieco dziwnie stojąc obok tej dziewczyny. Może to z jej odmiennego wyglądu niż zwykle i mocnego makijażu. Teraz wygląda na pewną siebie, zdeterminowana 16-latkę. Czyli tak jak powinna wyglądać. Tuż przed wyruszeniem podbiega do nas Otrihn przynosząc dwa iskrzące się trójzęby. Stwierdzam, że prądy rzeczywiście są nieszkodliwe i coraz pewniej trzymam to ustrojstwo w dłoni. Sekundę później dostrzegam Rasmusa stojącego obok Mags. Kiwa z aprobatą na mój widok. Ruszają rydwany, a Ramona krzyczy żebyśmy skrzyżowali trójzęby dla lepszego efektu. Robimy to co nam każe. Gdy wyłaniamy się tuż za rydwanem Trójki ludzie nie mogą od nas oderwać wzroku. Krzyczą z podziwu.

piątek, 6 lipca 2012

Rozdział 2


                                                Rozdział 2
Słyszę pukanie do drzwi mojego pokoju. W pierwszej chwili myślę, że to moja poczciwa matka, lecz chwilę później zdaję sobie sprawę z ponurej i okrutnej rzeczywistości. Pytam niepewnie osobę za drzwiami :
-To ja Hyphathia. Niedługo zatrzymamy się na jednej ze stacji gdzie wsiądzie drugi mentor Rasmus Vinz. W związku z jego przybyciem masz być o 13 w salonie jadalnym. Tylko ubierz sie w coś porządnego. Zrozumiano?
-Tak-odpowiadam cicho jedynie by zadowolić Jones, która sekundę później wychodzi z przedziału wyraźnie usatysfakcjonowana.  Podnoszę się z podłogi. Wchodzę do łazienki. Moim oczom ukazuje się luksus jakiego jeszcze nigdy w życiu nie doświadczyłem. Ogromny prysznic z programatorem, złoty kran przy zlewie. Kawałek dalej oddzielona ścianką od łazienki toaleta. Na dodatek wszystkie ściany pomalowane na niebiesko sprawiają, że czuję się tutaj jak nad morzem w Dystrykcie Czwartym. Szybko biorę prysznic, a potem wycieram się miękkim, zielonymi ręcznikami. Wykąpany wychodzę z łazienki i zerkam na duży zegar powieszony tuż nad moim łóżkiem. Wybija godzina dwunasta, więc już czas troszkę się pospieszyć. W końcu mam do ogarnięcia moje długie blond włosy. Zajmuje mi to około 40 minut. Następnie przegrzebuję szafy bo są ich aż 3 w poszukiwaniu jakichś ubrań. W końcu jestem ubrany w koszulę w kratę, która zakładam z obrzydzeniem oraz jakieś czarne spodnie. Wychodzę z pokoju i zmierzam w kierunku salonu jadalnego. Niedługo wybije 13, a pociąg już powoli zaczyna zwalniać. Siadam przy jednym z dwóch dużych stołów i zjadam jednego muffina czekoladowego. Przynajmniej na takiego wyglądał. Dosłownie sekundę później do przedziału jadalnego wchodzi Hyphathia w towarzystwie Mags i Ailyah. Jones zmienia często kolorystykę swojego ubioru i dzisiaj jest to samo. Tym razem jednak kolory dominujące to niebieski oraz błękitny.  Ailyah jest ubrana w słodką żółtą bluzeczkę i szorty. Wygląda jakby właśnie sobie biegała beztrosko ze znajomymi. Ma lekko podkrążone oczy od płaczu. Zresztą co się dziwić. Jej matka ze zgryzoty nie przyszła się z nią nawet pożegnać. Ja jestem w nieco innej sytuacji. Biedny Dorian nie żyje, a mama odsiaduje wyrok(dwie doby więzienia i chłosta) za próbę ratowania mojego brata przed zastrzeleniem. Dlatego nikt nie przybył na ostatnie pożegnanie. Ubolewam trochę nad tym. Zastanawiam się również czemu Dorian nie zgłosił się za mnie. Może pokazanie ludowi tego, że Snow jest okrutny oraz obłudny jest ważniejsze. Albo raczej to głupota. Chyba tak. Jednak obłudność Kapitolu nie zna granic. My głodujemy, a oni żyją w najlepsze. Teraz jednak przestaję zaprzątać sobie tym głowę i zwracam uwagę na wiecznie uśmiechniętą Mags. Mentorka ubrana w tą samą, brzydką spódnicę i falbankową bluzkę siada obok mnie i uśmiecha się jeszcze szerzej na widok okruchów na moim talerzu. Chwilę później sama nakłada sobie stosik jakichś ciastek i zabiera się ochoczo do jedzenia. Hyphathia i Ailyah siadają również, lecz piją jedynie soczek malinowy. W tym momencie do przedziału wchodzi 28-letni brunet o lekko kręconych włosach i lotnym spojrzeniu. Owalną twarz uzupełnia zawadiacki uśmiech i dołeczki w policzkach. Rasmus jest zwycięzcą 53 Igrzysk Głodowych. Niestety nie wygląda tak jak wtedy. Jego skóra matowieje coraz bardziej, a paznokcie robią sie żółte. Wszystko za sprawą uzależnienia od morfaliny. Hyphathia mówi do nowo przybyłego:
-Witaj Rasmusie Vinzie!
-Siemka... Jones. Nic się nie zmieniłaś . Jesteś równie nadęta co kiedyś i równie źle ubrana-przerwał na chwile poczym podszedł do Mags, wyściskał ją i rzekł:
-Witaj moja, kochana Mags! Tak tęskniłem za Tobą !
-Oh mój drogi Rasmo. Ja też i to bardzo. Spójrz tutaj mamy świeże mięso-wskazała na mnie i Ailyah palcem.
-Mmm...  Co my tu mamy ?- rzekł siadając Vinz i przyglądając się Dorne uważnie. Chwilę potem mówi:
-Ładna jesteś. Powinnaś znaleźć dobrego sponsora. Popracujemy nad twoją osobowością i manierami, a co do Ciebie...-spojrzał na mnie i rzekł:
-No po prostu tragedia! Poproszę Ramonę, twoją stylistkę żeby zrobiła coś z tymi ohydnymi kudłami. Najchętniej to bym je skrócił i... przefarbował.

wtorek, 3 lipca 2012


                                       Rozdział 1
Budzę się około 6 nad ranem. Za oknem szaleje burza. Dziś jest jeden z najokropniejszych dni w roku. Tak, to dzisiaj wybierają trybutów na Igrzyska Głodowe podczas corocznych dożynek. Na całe szczęście mam tylko trzy kartki w puli. W końcu to dopiero moje 3 dożynki, w których biorę udział. Jednak obawiam się, że mój starszy brat Dorian zostanie wylosowany. Oby nie. Nie przeżyłbym tego. Od śmierci ojca w zeszłym roku to on się opiekuje mną, mamą i moją 7-letnią siostrą Brunją. Dorian ma aż 40 kartek bo od dawna bierze astragale. Z zamyśleń wyrywa mnie moja rodzicielka:
-Finnick, śniadanie!
-Już idę, mamo.
W pośpiechu ubieram się w jakieś zwykłe, codzienne ubranie. Wiem, że mama na pewno ma dla mnie i brata coś odświętnego do założenia. Nie mylę się i chwilę później jestem już gotowy do wyjścia. Burza powoli się ucisza, a gdy dochodzimy pod Pałac Sprawiedliwości 4 Dystryktu przestaje zupełnie padać. Jak co roku najpierw nas identyfikują, a potem jesteśmy rozdzielani pod względem płci i wieku. Gdy już wszyscy są na swoich miejscach z głośników zaczynają wydobywać się fanfary. Chwilkę później na scenie jest już Burmistrz Dystryktu wraz z rodziną. Tuż za nimi wkracza mentorka trybutów z Czwórki imieniem Maggs, która dzięki umiejętności przetrwania jest zwyciężczynią pamiętnych 6 Igrzysk Głodowych.  Na samym końcu pocztu idzie opiekunka "Wybrańców" Hyphathia Jones. To jej pierwsze Igrzyska w Czwórce. Musi się opiekować trybutami z według niej najgorszego Dystryktu za niewielkie przewinienie. Prezydent Snow lubi karać wielokrotnie i to właśnie spotyka biedną Hyphathię, która wygląda teraz na bardziej zmęczona życiem niż zawsze. Jones zajmuje miejsce pomiędzy żoną Burmistrza, a Maggs. Na ogromnym ekranie tuż obok sceny pojawia się emblemat państwa Panem, a z głośników słychać najpierw hymn, potem orędzie Snowa, a na koniec życzenia szczęśliwych Igrzysk Głodowych złożone przez organizatora owego widowiska Pouisa Gardo.  Chwilę później nastaje cisza, którą przerywa Burmistrz podchodząc do barierki i mówiąc:
-Moi drodzy! Nadszedł czas aby wyłonić tegorocznych trybutów do 65 Igrzysk Głodowych.
Po tych słowach zasiada na miejscu, a Maggs powoli kuśtyka i dodaje coś od siebie:
-Nie ma się co stresować. Możecie się troszkę rozluźnić. Chcę Wam życzyć Szczęśliwych Igrzysk Głodowych!
Po tej króciuteńkiej przemowie pałeczkę przejęła Hyphathia wstając i mówiąc:
-Czas nas goni. Zaczynajmy! Mmm...  Panie przodem!
Po tych słowach zanurza dłoń w puli i miesza losy. Teraz mam okazję przyjrzeć się jej lepiej. Ma na sobie zielony żakiet i żółtą spódnicę w turkusowe wzory. Jej czuprynę zdobi  ogromny seledynowy kok spięty czarną gumką. Najładniejszy w jej stroju jest dobrze dobrany makijaż. Po chwili Hyphathia wyjmuje jedną z kartek i krzyczy nazwisko dziewczyny:
-Ailyss Dore! Oto nasza szczęściara! Poznajcie trybutkę z Waszego Dystryktu!
Zastanawiam się przez chwilę nad tym imieniem i nazwiskiem natomiast chwilę później widzę bladą brunetkę prowadzoną przez Strażników Pokoju ku scenie. Z zamyślenia wyrywa mnie Jones gdy zanurza dłoń w drugiej puli i krzyczy:
-Finnick Odair!
Jestem zamurowany kompletnie. Zaczynają do mnie podchodzić Strażnicy Pokoju i prowadzą ku scenie. Nagle słyszę krzyki sprzeciwu mojego brata. Wykrzykuje antykapitolińskie hasła. Kilka sekund potem dostrzegam już zastrzelonego Doriana. Cały czas nie jestem w stanie niczego zrobić. Chwilkę później siedzę już w pociągu. Wszystko przewija się tak szybko. Jadę do Kapitolu ze świadomością, że mój ukochany brat stracił swoje życie przeze mnie. Siadam w kącie mojego pokoju w pociągu i płaczę dopóki nie zasnę. Całą noc dręczą mnie okrutne koszmary...